Uwielbiałam Sao Paulo, tu
się urodziłam, tu się wychowałam, chodziłam do szkoły, miałam pierwszego
chłopaka, spotykałam się z przyjaciółmi, kradliśmy samochody rodziców i jechaliśmy
na pobliską plażę i tam urządzaliśmy imprezy. To były czasy. Gdy miałam 17 lat
rodzice dogadali się ze znajomym wykładowcą na uniwersytecie i on załatwił mi
studia w Barcelonie. Na początku nie byłam do tego przekonana. Miałam wyjechać
z ukochanej Brazylii do zupełnie obcego kraju. Pewnie gdyby nie moja siostra to
zostałabym w Sao Paulo. Ale przekonała mnie i od 4 lat mieszkam w stolicy
Katalonii i nie żałuję, jest cudownie. Oczywiście tęsknie za rodziną,
przyjaciółmi z dzieciństwa, ale staram się wszystko nadrobić jak jestem w domu.
- Co Ty taka zamyślona
jesteś odkąd przyjechałaś? Jakbyś myślami na innym świecie była. – zapytała
Victoria.
- Nie, wydaje Ci się. –
skłamałam. Siostra spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Mari..
- No okej, masz rację. –
westchnęłam – Mówiłam Ci o tym chłopaku z lotniska.. - przerwałam -... bo ja się chyba zakochałam.
– powiedziałam i schowałam twarz w dłonie. Od momentu, w którym widziałam po
raz ostatni, Rafinhe nie mogę przestać o nim myśleć. Wszędzie widzę jego
cudowny uśmiech i ciemne oczy.
- No siostra gratuluję.
- Tylko ja nie mam z nim
kontaktu. Żadnego. – odpowiedziałam rozgoryczona.
- Głuptasie Ty mój. –
powiedziała i przytuliła mnie. – Ponoć na plaży jest dzisiaj jakaś impreza, co
Ty na to? Mają być wszyscy nasi starzy znajomi. Tak na poprawę humoru.
- Okej. Idę się przebrać i
możemy jechać. – poszłam do swojego pokoju i stanęłam przed walizką pełną
ubrań. Wyjęłam z niej krótką, cielistą, koronkową sukienkę i do tego sandałki. Po
około godzinie byłam gotowa do wyjścia. Pożegnałam się z mamą i razem z
Victorią wsiadłyśmy do samochodu ojca. Świąteczne Sao Paulo bardzo różni się od
Barcelony w tym okresie. Tutaj wciągu dnia prawie 30 stopni, zamiast choinek
palmy przyozdobione są bombkami i światełkami. Świąteczne imprezy na plaży to
tez żadna nowość. Tego dnia młodzi Brazylijczycy masowo wychodzą na imprezy.
Można powiedzieć, że jest już to taki mały początek karnawału. Gdy dotarłyśmy
na miejsce było już sporo ludzi, przy wejściu stał Święty Mikołaj i rozdawał
każdemu po powitalnym drinku.
- Rok temu elf, teraz święty, ciekawe, co wymyślą za rok. Może renifera? – zapytała ze śmiechem moja starsza siostra. – Mari idę poszukać znajomych, spotkamy się jakoś potem. –dała mi buziaka w policzek i zniknęła w tłumie. Zrobiłam to, co ona, poszłam szukać starych znajomych. Po jakimś czasie wspaniale bawiłam się w towarzystwie koleżanek z liceum. Siedziałyśmy na pufach, żartowałyśmy, popijałyśmy kolorowe drinki, gdy zjawiła się Vici.
- Rok temu elf, teraz święty, ciekawe, co wymyślą za rok. Może renifera? – zapytała ze śmiechem moja starsza siostra. – Mari idę poszukać znajomych, spotkamy się jakoś potem. –dała mi buziaka w policzek i zniknęła w tłumie. Zrobiłam to, co ona, poszłam szukać starych znajomych. Po jakimś czasie wspaniale bawiłam się w towarzystwie koleżanek z liceum. Siedziałyśmy na pufach, żartowałyśmy, popijałyśmy kolorowe drinki, gdy zjawiła się Vici.
- Hej dziewczyny. –
przywitała się z moimi towarzyszkami. - Siostra, chodź ze mną na chwilę. –
poprosiła. Powiedziałam, że zaraz wracam i poszłam za siostrą.
- Co się stało? –
zapytałam.
- Pamiętasz Thaigo?
- Nie. – zaprzeczyłam .
- Nie pamiętasz Alcantary?
Jak byłam mała to często z nim grałam w piłkę przed domem.
- To ten, co mi kiedyś
cukierki ukradł?
- Tak. – powiedziała z
uśmiechem. – Jest tutaj, z narzeczoną i bratem. Chodź się przywitać.
- Dobra, pójdę mu
wypomnieć te cukierki. – zaśmiałam się. Przecisnęłyśmy się przez tłum i
trafiłyśmy do stolika na uboczu gdzie siedział chłopak trzymający za rękę
bardzo ładną blondynkę.
- Poznajesz? – zapytała
Victoria Thiago.
- Marisa. Jak Cię ostatnio
widziałem to byłaś taka mała. – pokazał.
- Nie mów jak stary
dziadek. A o tych cukierkach to do dzisiaj pamiętam Thiago.
- Bardzo dobre były. –
powiedział ze śmiechem. – Poznajcie się, to jest Julia moja dziewczyna.
- Cześć. – powiedziałam i
pocałowałam ją w policzek na przywitanie. Razem z Victorią usiadłyśmy koło nich
i zaczęliśmy rozmawiać. Było bardzo miło, świetnie rozmawiało mi się z Julią.
- No i jest mój braciszek, który chyba do Rio szedł po te drinki. – powiedział ze śmiechem Thiago. Odwróciłam się i zamarłam.
- No i jest mój braciszek, który chyba do Rio szedł po te drinki. – powiedział ze śmiechem Thiago. Odwróciłam się i zamarłam.
- Rafinha? – wyszeptałam.
- Marisa – powiedział
cicho i się uśmiechnął. Położył tackę z drinkami na blacie niskiego stołu
podszedł do mnie. Bez słowa przytulił mnie mocno, na co reszta towarzystwa
zamilkła.
- To jest Marisa to Rafael,
ale jak widzę nie muszę was sobie przedstawiać. Ktoś mi wyjaśni, co tutaj się
dzieje? – zapytał zdezorientowany Thiago.
- Bo my się znamy. Tak
jakby. – powiedział młodszy Alcantara.
- Spędziliśmy razem
wigilie na lotnisku. – dopowiedziałam. Wtedy moja siostra spojrzała na mnie
wymownie.
- Mari, przejedziemy się?
– zapytał się Rafinha.
- Tak.
Szliśmy wzdłuż plaży i
cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy.
- Mieszka to 12 milionów
ludzi a my spotykamy się przypadkowo na plaży. A już straciłem nadzieję że
jeszcze kiedykolwiek Cię zobaczę. – powiedział, a ja delikatnie się
uśmiechnęłam. – Kiedy wracasz do Barcelony?
- Po nowym roku, sylwestra
spędzam jeszcze w Brazylii.
- Szkoda. – odpowiedział
smutno – Mój samolot odlatuje jutro o 17. Późno już, odprowadzę Cię do domu. –
objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w kierunku naszej dzielnicy. Szliśmy w ciszy,
nie wiedziałam co mam powiedzieć. Uczucia Rafinhy, o ile w ogóle jakiekolwiek
były w stosunku do mnie były dla mnie jedną wielką zagadką.
Staliśmy do moją posesją,
gdy Rafa wyjął z kieszeni kartkę i długopis.
- Jakbyś zmieniła zdanie
co do powrotu. – powiedział i wręczył mi kartkę. – Dobranoc Mari. – pocałował
mnie w policzek i poszedł.
Na karteczce było napisane
„Lot o 17.00, bilet będzie na Ciebie
czekał na lotnisku. Całuje Rafa”. Po przeczytaniu wiadomości uśmiechnęłam
się sama do siebie i weszłam do domu.
~~~~~~~~~~~~~~~
Nie lubię tego rozdziału, nie podoba mi się i wiem, że jest do dupy. Przepraszam. Zgubiłam gdzieś pomysł na ten rozdział i wyszło jak wyszło. :/
Święta, święta i po świętach.
Do następnego,
Ines :*
~~~~~~~~~~~~~~~
Nie lubię tego rozdziału, nie podoba mi się i wiem, że jest do dupy. Przepraszam. Zgubiłam gdzieś pomysł na ten rozdział i wyszło jak wyszło. :/
Święta, święta i po świętach.
Do następnego,
Ines :*
Podoba mi się :*
OdpowiedzUsuńjak jechali na tę imprezę, to już wiedziałam, że się spotkają!
OdpowiedzUsuńA bilet pozytywnie mnie zskoczył, jejciu!
Czekam na kolejny <3
Jak przeczytałam, że jest impreza to od razu mi zaczęło coś się łączyć w całość i czułam, że on tam będzie <3 idealnie napisałaś, jeszcze ten bilet :3 Awwww *.* Czekam na kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńNo to teraz to Rafa stracił dla niej głowę :D Taki romantyk, źe chce też z nią i wracać ;p
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :*
Wow, lubię takie przypadki, bo mimo tak wielu ludzi, okazuje się, że świat jest mały i naprawdę można trafić na kogoś, kogo podejrzewało się, że już nigdy się nie spotka (wiem to z własnego życia nawet XD)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, jak to będzie wyglądać dalej... wiem, że na pewno pozytywnie! :D Prawda?
super rozdział z niecierpliwością czekam na nowy :)
OdpowiedzUsuń